Docenić go można z czasem seansu, bo na początku wydaje się zwyczajnie głupi i sztampowy. Potem jednak mamy kilka zwrotów akcji, choć tożsamości porywacza można się domyślić zawczasu. Niepotrzebnymi komplikacjami są retrospekcje i wątek kobiety w ciąży. A zakończenie (przynajmniej dla mnie) ociera się o niedorzeczność. Czy gdyby wyszedł bez broni też by go zabili? Bo mnie wydaje się, że jednak tak.