Niezmiernie zdziwiony jestem, bowiem rzadko mi się zdarza, żeby wyraźnie niedopracowany i niechlujny film tak bardzo mi się podobał. Działanie bohaterów często bardzo słabo umotywowane. Regularne pielgrzymki Meksykanów za granicę prezentują sie prawie idiotycznie, ale film jest co najmniej uroczy. Zasługa tego chyba postać grana przez Nicholsona. To ktoś kogo widz będzie zawsze lubił. Prawy, uczciwy, dobry i jednocześnie twardy i zagubiony. Piekne jest to, że ten człowiek pośród brudu jaki go otacza stara się znaleźc coś pięknego. Coś, po czym jak mówi poczułby sie w końcu dobrze. Podobał mi się film!
Jesli się nie mylę wykonawcą jest Willie Nelson, a kawałek nazywa się "Across the borderline"