Patrzac na date produkcji to nadal zaskakujaco dobry film z rewelacyjna rola KH. I choc ukazane w filmie problemy moga sie wydac dzis neico obce to dzieki rezyserii Stevensa oglada sie to wszystko fantastycznie. Wysmienita scena kolacji. Polecam!
Nie to, żebym się czepiała, ale zauważyłam w niektórych Twoich wypowiedziach coś, co nasuwa mi wniosek iż uważasz, że stare filmy z samego faktu, iż zostały nakręcone dawno temu, są nieaktualne i jakby, "niedzisiejsze". Osobiście jestem wręcz odwrotnego zdania.
ja sie za to przyczepie. moim zdaniem ''niedzisiejszosc'' jest jak najbardziej trafnym zarzutem. status spoleczny nie jest w dzisiejszych czasach czynnikiem determinujacym kto z kim powinnien sie parzyc.
dla mnie ten film byl momentami nieznosny i zwyczajnie glupiutki. dzisiaj przedstawia sie ten obraz jako studium zakompleksionej trzpiotki. polowa scen wprowadza w zaklopotanie, w drugiej polowie eksponowane sa roznorakie uprzedzenia. z jednej strony ten film bije w niesprawiedliwosc spoleczna a z drugiej przedstawia otwarcie rasistowskie sceny.
to, ze stevens nie czytal ksiazki widac od razu. widac tez, ze bardziej interesowala go wspolpraca z hepburn niz tresc filmu. to kolejny film, w ktorym postac wciela sie w hepburn a nie ona w postac. gdzie jej aktorstwo do betty davis chociazby?
jedyne postacie, ktore da sie w tym filmie tolerowac to walter i arthur. z tymze arthur jest pozbawiony jakiegokolwiek rysu psychologicznego. poza nimi kazdy kierowany jest uprzedzeniami, w przypadku alice graniczacymi z paranoja. rozumiem, ze wlasne ubostwo w konfrontacji z kims majetnym moze powodowac pewnego rodzaju dyskomfort, ale bez przesady.
rowniez ten film w plaszczyznie romansu nie dziala i to nie dziala wcale.
ten film jest swietnie zagrany [zwlaszcza fred stone w roli ojca] i wyrezyserowany. niemniej bolesny do ogladania. zawiera jednak bardzo dobre momenty, ktore w jakis sposob rekompensuja calosc [koacja, czy klotnia lamba ze stonem].
szkoda,ze kryzys w ameryce nie pozwolil na mniej cukierkowe zakonczenie.