To film bardzo sprawnie nakręcony, z niezwykłymi zdjęciami i niesamowicie sensualny. Nie trzeba słów i nie trzeba robić rozbudowanych retrospekcji, aby poczuć i wewnętrzny ból i zewnętrzny chłód. Ogromna w tym zasługa autentyczności Naomi Watts i wrażliwości Szumowskiej.
Wrażliwości Szumowskiej... to tą wrażliwość pokazała np. w filmie "Twarz", czyli totalnej łopatologii, paszkwilu na polską wieś, zresztą przekręcając prawdziwą historię, żeby pokazać mieszkańców tej wsi w jak najgorszy świetle? Ogarnij się, serio. Szumowska to baba z wystrzelonym kosmos ego z zerowym talentem filmowy, każdy jej film to pseudointelektualny gniot.
Nie pisałam o filmie Twarz tylko Infinite Storm. A w tym wypadku wykazała się wrażliwością. Oglądałeś w ogóle, czy tylko tak dla zasady?
Nie oglądałem, nie piszę o filmie konkretnym, tylko ogólnie o postaci Pani Szumowskiej i jej wrażliwości. Film zobaczę za tydzień, ale to, że mnie zaskoczy tym razem pozytywnie obstawiam na 1% szans.
Kocham prawdziwych patriotów, to fascynujące jak zero jedynkowo postrzegacie świat i bronicie naszego honoru przed paszkwilami Szumowskiej, Pasikowskiego czy Smarzowskiego. Cudaki.
Ja tu piszę o tym, że Szumowska jest złą reżyserką, a jej filmy są tragiczne, Ty mi tu coś o patriotach, honorze i Smarzowskim. Co ma piernik do wiatraka, człowieku? :D
Chciałeś pobawić się w domorosłego Freud'a, niestety zrobiłeś z siebie idiotę i teraz nie wiesz jak z tego wybrnąć. Nie przejmuj się.
Dobrze, że mamy kogoś od nas, kto robi filmy za granicą. Zawsze milszą perspektywą na przyszłość jest to, że poza Vegą będzie kręcić tam Szumowska.
Ale ona ostatnio bredzi jak najęta o całkowitym wykluczeniu rosyjskiej kultury, także klasyków z XVIII wieku. Idąc jej logiką należy zaprzestać słuchania Bacha, bo przecież jego rodacy wymyślili obozy koncentracyjne. To się w ogóle nie układa.
A co do naszych za granicą – najlepszy (poza Polańskim, ale on to bardziej międzynarodowy reżyser) wciąż jest ś.p Krzysztof Kieślowski, choć nie żyje już tyle lat, ile ja chodzę po świecie. Nie zapowiada się, aby w najbliższej przyszłości ktoś miał go przebić.
Faktycznie mam dylemat z rosyjską klasyką, bo bardzo ją doceniam. W jakiś sposób rozumiem podejście Holland, ale chyba nieco przesadza. Pełna zgoda co do Kieślowskiego. Ostatnio przeczytałam książkę Katarzyny Surmiak - Domańskiej: Kieślowski: Zbliżenie. Polecam:-)
Ta biografia stoi u mnie pod telewizorem :) Ze swojej strony mogę polecić dokument"Krzysztof Kieślowski: I'am so-so..."
Potwierdzam, "Krzysztof Kieślowski: I'am so-so..." - genialny. Co jakiś czas do niego wracam.
Co do Holland: parę jej filmów mam jeszcze do obejrzenia, ale po tym, co widziałem, mogę powiedzieć, że jej fanem nie jestem. Zupełnie spoko był "Angry Harvest", ale to chyba jeden z jej mniej znanych filmów. Jestem ciekaw, jak wyjdzie jej film o Kafce. Jak to spieprzy, to ode mnie już nie dostanie wybaczenia.
Niestety Holland jak i Smarzowski troszeczkę się odłączyli od rzeczywistości i tworzą takie jednowymiarowe manifesty dla ludzi o ograniczonej zdolności własnego rozumowania... Szkoda, że popularność tak im zrobiła z ambicją.
Całe szczęście nie zapowiada się również jego kompromitacja jakimś odklejeniem na stare lata.
Trudno poczuć wewnętrzny ból i zewnętrzny chłód, patrząc na te irracjonalne zachowania "ratowniczki górskiej".
Moim zdaniem nie zawsze film na faktach jest dobrym pomysłem. Mało wiarygodna, choć prawdziwa historia, po sfilmowaniu, dała mało wiarygodny film. Podobały mi się zdjęcia. Kibicuję polskim filmowcom, nawet jak nie wychodzi najlepiej. Pozdrawiam.
Ból i chłód udzielały się jak najbardziej, dodatkowo z widokiem samych obrażeń i wyczerpania sytuacją, stąd film jakikolwiek by nie był, dosłownie uwierał i bolał (wierciłam się nerwowo w fotelu).
Jedyne plusy filmu, wraz z plusem nr 1., czyli odtwórczynią roli głównej, to właśnie niekomfortowe uczucie solidaryzowania się z sytuacją, dodatkowo z jakże wiarygodnym i oczywistym uczuciem ulgi, jak choćby moment z żarełkiem i napitkiem bez pardonu przed lodówą, plus kimonko na spontanie na podłodze, plus przespanie bodajże całej doby... o ile dobrze pamiętam.
Współodczuwanie wszystkich tych niepowodzeń, oczywiście ze stratą główną i najważniejszą, jako momentem we wspomnieniu bohaterki, czyli poza aspektem odnoszącym się do przeszłości, to choćby uczucie kibicowania, szczerej naprawdę ulgi, jak choćby dojście wraz z bohaterami do już przejezdnej drogi, ze szczerym pocieszeniem na widok samochodu, już nie wspominając o znalezieniu się w nim na parkingu; ogółem była to dość udana doza zróżnicowanych emocji, choćby samego odczuwania stanu emocjonalnego z perspektywy dwóch różnych osób, także w ich indywidualnym życiowym położeniu (choć oczywiście osoba ratowana była jedynie enigmatyczna do samego właściwie końca filmu, i raczej jako postać do rozpracowania, aby ją w ogóle zrozumieć), także jak najbardziej ciekawy aspekt w znaczeniu nastawienia emocjonalnego do wydarzenia, choćby z punktu widzenia wewnętrznej motywacji obojga, poczucia obowiązku i odpowiedzilości, będąc samemu z bagażem swoich myśli, jakże traumatycznych, szczególnie zachwyca aspekt wewnętrznie narzuconej sobie odpowiedzialności za sytuację, plus oczywiście odpowiedzialność za sytuację z tytułu profesji... to oczywiste, kontra kompletne oderwanie od realiów osoby ratowanej,
Najbardziej porusza moment absolutnej dezorientacji w chwili, gdy zaraz po tym jak pada kwestia >tylko nie waż mi się wpaść do tej wody< po prostu dokładnie przepowiednia samospełniająca spełnia się i ten "najmroczniejszy z momentów", gdy nie wiadomo już tak naprawdę, czy w tej sytuacji już tylko usiąść i zwyczajnie z bezsilności osłupieć, czy może rzucić się w wodę na dość samobójczy ratunek, czy o zgrozo pójść dalej ze stratą już jakichkolwiek środków na sytuację - było to dość sugestywne we współodczuwaniu stanu kompletnie beznadziejnego w położeniu.
Ogółem walka ze słabościami ciała i organizmu - a także ducha, uwiarygodniły mi odbiór i po tym względem seans odebrałam bardzo pozytywnie.
Poza plusami, film jest fabularnie wręcz karygodnie kameralny, choć z drugiej strony, zależy to przecież od indywidualnych możliwych zasobów na opowiedzenie danej historii, nie sposób jednak odnieść wrażenia, że zarys filmu jest na tyle fabularnie okrojony, że odbiór na większym poziomie zadowolenia jest wręcz niemożliwy. Nie sposób zaprzyjaźnić się z filmem.
Ale należy też rozumieć, że jest to tematyka nie do zaprzyjaźnienia się z nią, no ba!, film nie zahaczył mnie w żaden sposób, przemknął tuż obok mnie. Pomijam oczywiście emocje główne, które były zaszlością traumatycznej przeszłości, oraz bohaerski wyczyn, gdyż jest to absolutnie i bezsprzecznie godne uznania oraz zapamiętania, ale ogółem dało się odczuć, że fabuła została mi przejazana w sposób dość asekuracyjny w znaczeniu mojego odbioru filmu w całości.