Mam bardzo mieszane uczucia do tego pana. Właściwie, co tu kryć, nie lubie go. Jego 'Ben Hur' był niemiłosiernie napuszony, monumentalny, a Heston całą dramaturgię postaci oparł na jednej minie, jakby czuł niesmak do samego siebie. I tak powtarzał chyba w większości filmów tę strategię, wydawać by sie mogło, ze reżyserom i widzom wystarczyło tylko, by się na ekranie pojawił. Taki macho lat 60.tych. No i wszystko byłoby w porządku, obsmarowałam był Hestona bez litości, ale... W latach 70.tych Richard Lester zaangażował go do roli w 'Trzech muszkieterach', gdzie miał być początkowo Portosem (szczerze nie wobrażam go sobie), na szczęscie stwierdzono, ze jest jednak, co tu kryć, za stary i wzięto go na Kardynała Richelieu. I proszę państwa-ja nie wierze własnym oczom! Jego Kardynał jest po prostu genialny, z wszystkich wersji Muszkieterów, jakie oglądałam w swym dośc młodym życiu, nikt nie potrafił zagrać go tak koncertowo jak własnie Heston. Nie wiem, jak on tego dokonał, ale jego Kardynał był idealny- piekielnie inteligentny, sprytny, dystyngowany, przebiegły, a równocześnie na swoj sposób kochał Francję ('wrogowie Francji są moimi wrogami'), spiskował owszem, ale mając na uwadze 'raison d'Etat' zawsze i wszędzie. Gdy czytam biografię Kardynała przed oczami widze właśnie Hestona (świetna charakteryzacja, tylko dlaczego, do diaska, on kulał??). Rola koncertowa, nie przerysowana w środkach ekspresji (mimika, gesty, z ktorych mozna wiele wyczytać). Wystarczy spojrzeć tylko na karkaturalne ujęcie postaci Kardynała w innych filmach muszkieterskich (makabryczny Tim Curry, anemiczny Stephen Rea, demoniczny aktor z wersji z lat 40.tych). Hmm, trudny do rozgryzienia ten Charlton. Później próbowałam obejrzeć kilka jego filmów, ale znów wrócił on do maniery 'nadętości' i 'napuszczoności'. No więc jak to jest, panie Heston?
z Charltonem Hestonem jest troche jak z Waynem - trafił na swój gatunek dlatego zrobił tak oszalamiająca kariere w USA (wiem, wiem, że niektórzy twierdzą, że John Wayne był dobrym aktorem - dla mnie byl bardzo przeciętny w aktorskich umiejetnosciach). Heston natomiast sprawdzał sie w monumentalnych kiczach w stylu Dziesieciorga przykazan, czy Golebia, kt uratował rzym, gdzie ta jego pretensjonalnosc nie byla tak bolesnie widoczna. Zgadzam sie, ze w Muszkieterach zagral dobrze i to chyba jego najlepsza rola. Oscar za Ben Hura jest nieporozumieniem.
Akurat rola Hestona w "Ben-Hurze" jest wybitna. Do dziś pamiętam scenę w której Juda chce spotkać matkę i siostrę w dolinie trędowatych, ale w ostatniej chwili zostaje powstrzymany. Heston po mistrzowsko ukazał emocje swojej postaci nie tylko w tej scenie. I naturalnie, kardynał Richelieu w "Trzech muszkieterach", gdzie zagrał fenomenalnie - tutaj zgadzam się w całej rozciągłości. Ponadto bardzo przekonujący był w małej, ale wyrazistej roli w "Hamlecie" Branagha.