Recenzja filmu

The Beatles (1964)
Richard Lester
John Lennon
Paul McCartney

W krzywym zwierciadle o byciu supergwiazdą

Jeśli chodzi o muzykę, lata 60. dwudziestego wieku niepodzielnie należały do jednego zespołu - The Beatles. Oczywiście powstało w tej dekadzie wiele innych grup (m.in. The Rolling Stones,
Jeśli chodzi o muzykę, lata 60. dwudziestego wieku niepodzielnie należały do jednego zespołu - The Beatles. Oczywiście powstało w tej dekadzie wiele innych grup (m.in. The Rolling Stones, notabene liverpoolczykom zawdzięczający swój pierwszy hit czy Genesis), które również odnosiły sukcesy, ale prawdziwą legendą stali się właśnie chłopcy z Liverpoolu. Ich legendę ostatecznie przypieczętowało smutne wydarzenie – zabójstwo Johna Lennona w 1980 roku. Film "A Hard Day's Night" powstał jednak w roku 1964, w którym to Beatlesom udaje się w końcu podbić rynek amerykański. Na ich punkcie szaleją tysiące dziewcząt, ludzie mdleją na koncertach, a wrzawa wywoływana przez fanów zagłusza czasem muzykę zespołu. Beatlesi są wtedy dwudziestoparoletnimi lekkoduchami, cieszą się niesłabnącą popularnością, nagrywają hit za hitem. Nie wiedzą jeszcze, że za sześć lat zespół nie będzie już istniał, za szesnaście zginie Lennon, a w XXI wieku McCartney będzie musiał płacić Michaelowi Jacksonowi za każdym razem, gdy wykonuje swoją piosenkę. Nie mają też pojęcia o tym, że za czterdzieści lat podręczniki do historii w rozdziale "Świat po II wojnie światowej" będą wymieniać ich obok Kurosawy, Jana Pawła II, Reagana czy Wałęsy, a łączny nakład ich płyt wyniesie na całym świecie ponad miliard sztuk (dane szacunkowe). Wróćmy jednak do lat 60., kiedy mnie jeszcze nie było na świecie, a moi rodzice byli dopiero niemowlakami... Jak już wspomniałem, w roku 1964 Beatlesom udało się zaistnieć na rynku amerykańskim. Akcja filmu rozgrywa się po powrocie zespołu ze Stanów Zjednoczonych do Wielkiej Brytanii. Można powiedzieć, że jest to poniekąd mockumentary; film w krzywym zwierciadle przedstawia dzień z życia Beatlesów. Rozpoczyna się sceną, w której John, Paul, Ringo i George uciekają przed szaloną grupą fanek, chcąc dostać się do pociągu. Gdy w końcu im się to udaje, okazuje się, że mają jeszcze jednego towarzysza podróży - dziadka Paula, którym muszą się opiekować, żeby nie zrobił czegoś głupiego. Po wysiadce z pociągu i ucieczce przed kolejną rzeszą zbzikowanych fanów, docierają do hotelu. Chcą się trochę rozerwać i wyjść do jakiegoś klubu, ale menedżer każe im odpisywać na setki listów od wielbicieli. Następnego dnia czeka ich nagranie w studiu telewizyjnym, ale na miejscu sprawy zaczynają się trochę komplikować - co i rusz znika któryś Beatles, co oczywiście bardzo nie podoba się reżyserowi całego przedsięwzięcia. Film trochę karykaturalnie pokazuje Beatlesów od strony prywatnej. Co prawda tłumy fanek może aż tak natarczywie ich nie goniły, ale na pewno było to dla nich bardzo uciążliwe. W tym czasie członkowie zespołu byli więźniami swojej sławy, od której nie mogli uciec. W filmie Beatlesi przedstawieni są jako "niebieskie ptaki", których niewiele obchodzą tak poważne sprawy jak nagranie czy odpisywanie na listy fanów; wolą się bawić, wygłupiać. Wymykają się gdy tylko mają okazję, co chwilę dogryzają sobie nawzajem, a do tego muszą jeszcze opiekować się dziadkiem Paula (postać całkowicie fikcyjna), który - podobnie jak sami chłopacy - również chce się rozerwać, przez co będzie knuł ile się da, aby zgubić "ogon" (który, mówiąc szczerze, niezbyt się nim interesuje). Nie brak jednak w tym filmie trochę poważniejszych spraw - tłumy fanek, z którymi trzeba się uporać, to jedna z nich, ale poza tym możemy też od kuchni (powiedzmy) zobaczyć, jak wygląda bycie młodą gwiazdą (menedżer zakazuje rozrywek, zabaw z panienkami - przecież trzeba zachować reputację), a w jednej ze scen wspomina się o stylu życia "wysiadam z samochodu, idę do pokoju hotelowego, wsiadam do samochodu, idę do studia, wsiadam do samochodu, wracam do pokoju". W pewien sposób twórcy starają się pokazać, że bycie supergwiazdą ma też swoje minusy. Zdjęcia do filmu trwały szesnaście tygodni, zrealizowano go w czerni i bieli, ponieważ chciano zredukować koszta i przyspieszyć produkcję. Wszystko powstawało na wariackich papierach, obawiano się bowiem, że beatlemania szybko może przeminąć, więc film należało czym prędzej wprowadzić do kin. Miał też być niezłym materiałem promocyjnym albumu pod tym samym tytułem. Jak się jednak okazało, beatlemania trwała jeszcze długo, powstały cztery kolejne filmy z udziałem Beatlesów (w tym dokument i telewizyjny), które również dobrze się przyjęły. "A Hard Day's Night" w kilka tygodni zarobiło parę milionów dolarów. Co ciekawe, stworzony na szybko film o komercyjnych idolach, dziś w różnych filmowych rankingach zajmuje wysokie miejsca. W 2004 roku znalazł się na 42. miejscu najlepszych filmów według magazynu "Total Film", "Time" uznał go za jeden z najlepszych stu filmów minionych osiemdziesięciu lat, a w chwili gdy piszę tę recenzję, zajmuje 4. pozycję na liście najlepszych filmów portalu filmowego Rotten Tomatoes. Jakby tego było mało, otrzymał dwie nominacje do Oscara - w kategorii najlepszy scenariusz oryginalny i najlepsza muzyka. Nie sądzę, aby dziś stworzony naprędce film o popularnym zespole, mógł powtórzyć ten sukces - pewnie zarobiłby kupę forsy, ale nie miałby szans na żadną nagrodę, a po dwóch latach wszyscy by o nim zapomnieli, tak jak o popularnych teraz bożyszczach. Film ma swoje lata, więc niektórzy widzowie mogą mieć trochę zastrzeżeń do strony technicznej. Nie wiem czy to wina wykorzystywanych wtedy metod, czy może bycie Beatlesem sprowadzało się do świetnego śpiewania i grania, ale niekoniecznie przekładało się to na choreografię. A może po prostu w latach 60. tak się tańczyło i dawało koncerty? W każdym razie było parę scen, w których aktorska gra chłopaków wydawała mi się trochę nienaturalna, tyczy się to właśnie tańca i scen, w których z bliska widać, jak śpiewają. Poza tym jednak nie mam żadnych zastrzeżeń. Jako miłośnik Beatlesów nie mogę też oczywiście powiedzieć złego słowa o muzyce, którą stanowią rzecz jasna piosenki zespołu. Oprócz tytułowej "A Hard Day’s Night" usłyszymy także m.in. "She Loves You", "Can't Buy Me Love", "All My Loving", "I Wanna Be Your Man" i kilka innych. Film na pewno bardzo śmieszył widzów trzydzieści lat temu, jednak dziś niektóre z pokazanych w nim gagów mogły się już widzom przejeść. Mamy tutaj brytyjski humor, który nie każdemu musi się podobać, tak więc z całą pewnością nie jest to pod tym względem film dla wszystkich. Mnie osobiście jako komedia nawet się podobał, było tu kilka naprawdę niezłych scen, np. John Lennon kąpiący się w wannie i bawiący w wojnę, czy dziadek Paula, który dość zaradnie potrafi zebrać pieniądze niezbędne do dalszego trwonienia ich w grach hazardowych. Ten film to z całą pewnością jazda obowiązkowa dla fanów Beatlesów - przede wszystkim dla tych starszych, co do młodszego pokolenia nie jestem pewien. W każdym razie fanom naprawdę powinien się spodobać, a sporo wyróżnień powinno chyba mówić samo za siebie. Przy okazji jest to najlepszy film z udziałem Beatlesów (nie liczę w tej stawce "Let it Be" będącego dokumentem) - pozostałe też były dobre, ale mimo wszystko jakoś pozostaje sentyment do tego pierwszego.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones