Recenzja filmu

Największe widowisko świata (1952)
Cecil B. DeMille
Charlton Heston
James Stewart

Największa wpadka Amerykańskiej Akademii Filmowej

Jakichkolwiek zawiłych i obrazowych metafor nie użyć - można powiedzieć jedno - film jest rozbrajająco naiwny. To kino rozrywkowe rodem z wczesnych lat 50. Gdy w Europie panowała moda na
Jakichkolwiek zawiłych i obrazowych metafor nie użyć - można powiedzieć jedno - film jest rozbrajająco naiwny. To kino rozrywkowe rodem z wczesnych lat 50. Gdy w Europie panowała moda na neorealizm, a wkrótce na francuską nową falę, Cecil B. DeMille zrealizował "Największe widowisko świata", film fabularnie i światopoglądowo płytki jak rzeka podczas suszy. Wątek dramatyczny na poziomie psychologicznym dorównuje elementarzom dla sześciolatków, zaś sam film jest bardziej serią popisów cyrkowych, przeplatanych tu i ówdzie dialogami (a nie na odwrót). Rozmowa-popis cyrkowy-rozmowa-popis cyrkowy i tak przez bite dwie godziny. W ostatnich 30 minutach DeMille serwuje stały motyw obecny w jego większości filmów, tj. widowiskowy climax, tym razem w postaci kraksy dwóch lokomotyw. Niech się jednak nikt nie obawia - giną tylko ci źli bohaterowie, Charlton Heston udowadnia po raz kolejny, że jest twardym i odważnym mężczyzną (i jednym z najbardziej pretensjonalnych aktorów, jakie kino amerykańskie wydało), nawet morderca dostaje szanse zrekompensowania swoich win, choć będzie musiał - jak na prawdziwy amerykański moralitet przystało - ponieść karę za swój postępek. Fabuła koncentruje się na trzech postaciach. Jest szef cyrku, jest młoda akrobatka (jego narzeczona nawiasem mówiąc) i jest młody Sebastian, koronowana gwiazda trapezu, którego ściągają producenci, by uświetnił swoją osobą cyrk i zapewnił większą widownię. Sęk w tym, że Sebastian stanowi zagrożenie dla młodej dziewczyny, nie ma bowiem miejsca dla dwóch cyrkowców na trapezie. Kiedy okazuje się jednak, że miejsce jest, On próbuje uwieść Ją, Ona przez jakiś czas się opiera, Heston kocha, ale usuwa się w cień, nie potrafiąc zwerbalizować swoich uczuć, na czym Jej zależy najbardziej. Kilka dialogów i sytuacji dla podkreślenia dramatyzmu związku (z koniecznie z motywem Tej Trzeciej), kilka popisowych numerów na trapezie (w większości całkowicie niezgodnych z prawami fizyki i grawitacji) i oczywiście happy end. By oddać filmowi sprawiedliwość, trzeba zaznaczyć, że od strony widowiskowej jest jak najbardziej na poziomie. I gdyby tylko bogactwo treści, dorównywało bogactwu wizualnemu i scenograficznemu, myślę, że z powodzeniem można by zaliczyć film do najlepszych z kina gatunku. Tymczasem, film jest kompilacją popisów cyrkowych do tego stopnia, ze dialogi zdają się być tylko i wyłącznie niepotrzebnym przerywnikiem. To ciekawe jak w filmie mówi się o cyrku, który urasta tu do rangi fenomenu i prawdziwego zjawiska socjologicznego. Jeśli wierzyć filmowi, cyrk ma tak samo istotne dla społeczeństwa znaczenie, jak dla przykładu łodzie podwodne i myśliwce w drugiej wojnie światowej. Trud i wysiłek wszystkich w prace cyrku zaangażowanych jest tu podkreślane wysoce dramatycznym głosem lektora. Mimo przeciwności cyrk ma jeden cel: "zapewnić ludziom rozrywkę". Aktorstwo jest o tyle ciekawe, że DeMille wymagał od swoich aktorów wykonywania numerów cyrkowych samodzielnie. Cornel Wilde ma więc muskularny tors, a Betty Hutton prezentuje naprawdę imponujące tricepsy i mięśnie dwójgłowe (i kiepskie aktorstwo przy okazji). Należy chyba podziękować reżyserowi, że Charlton Heston dostał rolę szefa cyrku, a nie pracownika. Dlaczego tylko w ustach Hestona nawet wyznanie miłosne (nie mówiąc o każdej innej bardziej dramatycznej kwestii) ma emocjonalną i psychologiczną intensywność prognozy pogody, czy kupna gazety? Trudno uwierzyć, że aktor ten zrobiłby tak wielką karierę, gdyby nie kino gatunku, tj. te wszystkie pretensjonalne, monumentalne kicze w stylu "Dziesięciorga przykazań" (1956), "Gołębia, który ocalił Rzym" (1962) i tego filmu na przykład, które były plagą kina lat 50. i 60. w Ameryce, a których to filmów Heston stał się niekoronowaną gwiazdą. Jakim cudem James Stewart trafił do tego obrazu - to zagadka. Na szczęście nie zmywa makijażu klowna przez cały film, co może mieć bardzo dwuznaczne znaczenie. Nie najlepszy to film. Otrzymał Oskara za najlepszy film roku, wygrywając m.in. z filmem "W samo południe" Freda Zinnemana. "Nowa fala" i "kino młodych gniewnych", jakie nastały niebawem w Europie szybko obnażyły naiwność fabularną obrazów takich jak ten właśnie. Ciekawość to jedyny powód, dla którego można zobaczyć ten film.
1 10
Moja ocena:
1
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones