Recenzja filmu

Major Dundee (1965)
Sam Peckinpah
Charlton Heston
Richard Harris

Pierwszy wysokobudżetowy film Peckinpaha!

Na pewno każdy z nas ma zawsze w myślach jakiś film, który koniecznie musi obejrzeć, jakąś konkretną pozycję filmową, z którą koniecznie chce się zapoznać. Dla mnie takim obrazem, na który
Na pewno każdy z nas ma zawsze w myślach jakiś film, który koniecznie musi obejrzeć, jakąś konkretną pozycję filmową, z którą koniecznie chce się zapoznać. Dla mnie takim obrazem, na który czekałem długie miesiące, był western "Major Dundee" Sama Peckinpaha. Reżyser tegoż arcydzieła był nazywany "krwawym Samem" i jeszcze do niedawna sądziłem, że swój przydomek zyskał po stworzeniu genialnej "Dzikiej bandy". Jednakże dziś już wiem, że to właśnie za sprawą opowieści o pewnym majorze i jego podwładnych legendarny twórca zasłużył sobie na miano "Renegata Hollywood". To pierwszy wysokobudżetowy film Peckinpaha i już przy pierwszym większym dokonaniu reżyserskim widzimy mistrzostwo. Rzadko się zdarza, by pozycja, będąca wysokobudżetowym debiutem, została tak rewelacyjnie przyjęta, ale w tym przypadku właśnie tak jest. Głównym bohaterem dzieła jest major Amos Charles Dundee. Dowodzi on oddziałem, który stawia sobie za cel schwytanie grupy Apaczów. Dowódca zaciąga do szeregów Unii również byłych Konfederatów, a obecnie więźniów Unii. To powoduje, że dowódca musi na siebie uważać - jego podopieczni nie są mu do końca posłuszni i oddani. Dundee mimo wszystko wytrwale podąża do wytyczonego przez siebie celu. Mimo swego męstwa i uporu część z wojskowych zarzuca mu, iż "dąży do awansu, a nie do wytyczonego przez rozkazy celu". Na pewno postać dowódcy cechuje ambicja zaślepienie na rzeczywistość. Praktycznie Dundee ani razu w filmie nie poddał się przeciwnościom i wytrwale dążył do wypełnienia polecenia przełożonych. Mimo swojej surowości i dyscyplinie major decyduje się na wiele tzw. "ludzkich gestów": oddaje cały prowiant swego oddziału napotkanej głodującej wiosce. Drugą niezwykle ciekawą postacią w obrazie jest Kapitan Benjamin Tyreen, porucznik Konfederacji, schwytany i osadzony w więzieniu. Jak dowiadujemy się z treści dzieła, major i Ben znali się już wcześniej. Rzekoma zdrada kapitana była powodem burzliwego końca znajomości. W chwili rozgrywanej akcji Benjamin, będąc jeńcem wojennym Unii, otrzymuje propozycję od dawnego przyjaciela: ma dołączyć do grupy pościgowej, i to z tytułem Kapitana. Nadanie tej godności jest wyrazem szacunku majora do byłego kolegi. Mimo faktu, że Ben "stoi po przeciwnej stronie barykady", nie jest powiedziane, że musi być człowiekiem złym. To po prostu mężczyzna, który wybrał inną drogę w wojnie secesyjnej, niż większość filmowych bohaterów. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że Tyreen jest osobą niezwykle honorową - chyba jako jedyny z konfederatów jawnie podporządkowuje się rozkazom majora, a co więcej, sam nawołuje kolegów do posłuszeństwa dowódcy, bowiem "są oni związani przysięgą"; a kiedy jeden z jego podopiecznych (Benjamin kierował pododdziałem złożonym z więźniów Unii) obraża innego żołnierza swojej armii, Ben osobiście przeprasza poszkodowanego za zachowanie kolegi. Podobnie jak w innych westernowych pozycjach, spod ręki Peckinpaha, typu "Pat Garrett i Billy Kid" czy "Strzały o zmierzchu", dostrzec można zmienność charakterów, motywów postępowań głównych bohaterów. Major Dundee, przykładny dowódca, przed którym "rysuje się" wspaniała kariera wojskowa, mówi o swoim dawnym przyjacielu, Benie: "Jest zepsuty, ale ja go zmienię". Tymczasem w miarę rozwoju akcji sytuacja stopniowo ulega zmianie. W pierwszych minutach obrazu Amos wyciągał z więzienia kolegę i zaciągał go do szeregów swojej armii. Natomiast po pewnym czasie w konsekwencji danych zdarzeń w życiu bohaterów, major, niedawno wzór i autorytet wojskowy, całkowicie zmienia się. Leczony w skutek rany nadużywa alkoholu i nie chce wrócić na wojnę. Z depresji siłą wyciąga go Ben, który umożliwia mu powrót do armii. "Major Dundee" jest przepełniony nakazem moralnym, przesłaniem. Otóż arcydzieło ukazuje tragiczny wpływ wojny na psychikę człowieka, zwłaszcza żołnierza - jeden z podopiecznych Amosa nie wytrzymuje presji walk, wyprawy wojennej, ucieka i w konsekwencji zostaje rozstrzelany za dezercję. Western ukazuje siłę prawdziwej męskiej przyjaźni, lojalności i oddania za przyjaciół. Nieprzypadkowo Peckinpah był nazywany twórcą tzw. "mitologii wyrzutków". Prezentowana pozycja jest tego doskonałym uzasadnieniem: bohaterowie dzieła to zbuntowani renegaci Zachodu, ludzie o przeciwnych poglądach i upodobaniach, którzy walczą u swego boku, bo muszą. W przeciwnym wypadku zapewne wyciągnęliby do siebie broń. Ben mówi do Amosa: "Pamiętaj, gdy to wszystko się skończy, zabiję Cię". Wszyscy pozorni przyjaciele to tak naprawdę wrogowie, lecz mimo wszystko decydują się połączyć siły w jednej, słusznej sprawie. Zgromadzona na planie filmu obsada jest - moim zdaniem - jedną z najlepszych w historii westernu (może poza "Siedmiu wspaniałymi"). W obrazie widzimy Charltona Hestona (genialna kreacja tytułowa), niezapomnianego Ben Hura z obrazu, o tym samym tytule. Drugą, istotną dla westernu rolę w fantastyczny sposób zagrał Richard Harris. Co ciekawe, uważnie obserwując Harrisa z 1965 roku i następnie porównując jego kreację z "Majora Dundee" z wybitną kreacją English Boba w Oskarowym "Bez przebaczenia" Eastwooda (1992 r.), można wywnioskować, że wygląd aktora (dziś już ś. p.) uległ nieporównywalnej zmianie, ale charakterystyczny głos pozostaje niemal identyczny. W obsadzie znalazł się również James Coburn, mój ulubiony aktor westernowy (nie licząc Clinta Eastwooda), pamiętny Pat Garrett z arcygenialnego obrazu Peckinpaha - "Pat Garrett i Billy Kid", w tym dziele wcielił się w postać Samuela T. Pottsa, jednorękiego zwiadowcę na usługach Unii. Podobno Sam Peckinpah był naciskany przez producentów podczas tworzenia obrazu, czego efektem było skrócenie prac nad westernem oraz wycięcie paru końcowych scen. W konsekwencji "Major Dundee" nie ma błyskotliwego, dopracowanego zakończenia. Co niestety rzuca się w oczy, mimo iż oglądałem wersję reżyserską arcydzieła. Myślę, że zwieńczenie dzieła mogłoby być znacznie lepsze, bardziej przemyślane, gdyby producent dał legendarnemu reżyserowi więcej czasu. Krążyły nawet plotki o tym, iż po ogromnym sukcesie "Dzikiej bandy" producenci zaproponowali twórcom dokręcenie kilku brakujących scen, jednak krwawy Sam kategorycznie odmówił. Warto w tym momencie zaznaczyć, że film ten jest wspaniałą "mieszanką" wielu gatunków filmowych. Na pewno na pierwszym miejscu trzeba by go zakwalifikować do westernu. Jednakże główny motyw wojny secesyjnej czyni z dzieła dramat wojenny (jak wspomniałem powyżej, obraz ukazuje tragiczny wpływ działań wojennych na psychikę ludzką). Fantastyczna fabuła, bardzo ciekawa akcja czynią z pozycji wyborny film przygodowy. Jest to jedna z nielicznych opowieści o Dzikim Zachodzie, która ma tak szerokie odniesienie, jeśli chodzi o gatunki filmowe. "Major Dundee" zachwyca rozmachem kręcenia scen. Może sceny batalistyczne nie stoją na tak genialnym poziomie jak w "Dzikiej bandzie" jednakże są niemal równie doskonałe. Trudno nie zauważyć realizmu i autentyczności opowiadanej w obrazie historii - narracja odbywa się poprzez odczyt z pamiętnika jednego z uczestników filmowych wydarzeń. Do całości wizualnej dochodzi piękna sceneria oraz zapadająca w pamięć muzyka i mamy przed oczyma kolejne arcydzieło westernu! Dzieło, choć nie jest tak wyborne jak późniejsze westerny Sama Peckinpaha: "Dzika banda" i kapitalny "Pat Garrett i Billy Kid" jest znacznie lepsze od poprzedzającego go obrazu tego reżysera, a mianowicie "Strzałów o zmierzchu". Dla każdego fana opowieści o czasach Dzikiego Zachodu jest to pozycja obowiązkowa!
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones